Polska nie ma porządnych przepisów dotyczących crowdfundingu. W tej chwili idęę finansowania społecznościowego reguluje ustawa z roku 1933. Jasne, że trzeba ją znowelizować, ale zgłoszona właśnie przez rząd poprawka paradoksalnie może tylko pogorszyć sytuację. Sęk w tym, że archaiczne przepisy są dla crowdfundingu... w zasadzie dobre. Ciężko w to uwierzyć, ale ustawa z 1933 nakazuje zdobyć urzędowe pozwolenie na "zbieranie ofiar w gotówce lub naturze". Przelewy czy SMS-y nie są zbiórką gotówki, więc w zasadzie dziś crowdfunding jest możliwy i zgodny z prawem, o ile nie obraca się pieniądzem bitym czy drukowanym. To, że przepisy trzeba poprawić, dostrzegło Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, proponując (bez społecznych konsultacji - co podkreśla Piotr Waglowski) kosmetyczną w mniemaniu urzędników poprawkę. Wprowadza ona pojęcia "środków pieniężnych" i "wykorzystania instrumentów płatniczych" - sprawdźcie na stronie MAC. A to sprawi, że każda zbiórka musiałaby być poprzedzona uzyskaniem pozwolenia władz, możliwa do przeprowadzenia przez organizację z osobowością prawną. Następnie trzeba poinformować władze o wynikach zbiórki. Kilka słów jest w stanie cofnąć nas do dwudziestolecia międzywojennego. Ministrze Boni, nie idźmy tą drogą!

Zobacz również