PKO Bank Hipoteczny, Kruk i Onico bez problemów uplasowały swoje emisje, podczas gdy Best i Eurocent wydłużyły zapisy. Emisjom brak wspólnego mianownika, który pozwalałby na jednoznaczne wnioski.
Może poza tym jednym – wysnutym już przed tygodniem – że
inwestorzy detaliczni są już do pewnego stopnia nasyceni papierami pochodzącymi wciąż od tych samych emitentów. W gronie
firm, które informowały w minionym tygodniu o zamkniętych emisjach znajdziemy wprawdzie Kruka, który jest drugą na Catalyst firmą pod względem aktualnie notowanych serii
obligacji (21), ale Kruk zwraca się na zmianę to do inwestorów detalicznych, to do instytucjonalnych i rzadko spotyka się z odmową.
PKO Bank Hipoteczny uplasował zaś listy zastawne (500 mln euro na 0,178 proc. przez 5,5 roku; mniej płaci tylko
skarb państwa) plasując ofertę na rynku europejskim, którego chłonność nie podlega w tej chwili żadnym dywagacjom. Być może więc więksi emitenci, którzy myślą o plasowaniu euroobligacji (emisję wartą 20 mln euro zapowiedział w środę GTC) trafnie
oceniają sytuację – na krajowym rynku w porównaniu do I półrocza coś się zacięło.
To „coś” potwierdzają Best i Eurocent, które zdecydowały się na wydłużenie zapisów o tydzień. Być może zaważyły detale, takie jak obniżenie
oprocentowania i wydłużenie terminu
spłaty (w obu przypadkach), być może czynniki są inne. Ghelamco zaoferowało takie same warunki jak w pięciu poprzednich publicznych emisjach w tym roku, a mimo to, do piątkowego popołudnia nie było
informacji o wyczerpaniu
oferty, której wielkość ustalono na skromne – jak na Ghelamco – 20 mln zł. Tu jednak problemem może być zbytnie nasycenie
portfeli inwestorów. Ostatecznie to już szósta publiczna emisja w tym roku i siódma w okresie ostatnich 12 miesięcy. Nawet największy łasuch, po kolejnej porcji sernika zmuszony jest powiedzieć „więcej nie zmieszczę”.
Jeśli ta ostania diagnoza jest trafna, już dziś można wróżyć sukces publicznym emisjom Giełdy (prospekt trafił do Komisji) i GetBacku (na razie uchwalono
program wart 300 mln zł). Inwestorzy powinni być otwarci na nowości w portfelu, wręcz głodni możliwości jego dywersyfikacji o
nowych emitentów. Oczywiście można próbować kupić obligacje tych firm na Catalyst, ale wiadomo, że płynność jest problemem tego
rynku i duże kwoty (od kilkuset tysięcy złotych w górę) łatwiej ulokować w ramach ofert publicznych, nawet mimo potencjalnych redukcji.
Na koniec o
wzroście dolarowego LIBOR-u, o którym w ostatnich dniach sporo się pisze w kontekście kolejnego sygnału zapowiadającego pęknięcie bańki na rynku obligacji. Z notowań IRS na dolarowy LIBOR nie wynika, by inwestorzy podzielali obawy proroków krachu. Są one wyżej niż np. miesiąc temu, ale 1,6 proc. to poziom znany już w czerwcu i niższy niż przed rokiem (2,2 proc.). Bańka na rynku obligacji być może kiedyś wreszcie pęknie (jeśli faktycznie istnieje, co również jest kwestionowane), ale rynek terminowy nie obawia się tego akurat w tych dniach.
Emil Szweda, Obligacje.pl