W weekend mieliśmy do czynienia z nieudaną próbą zamachu stanu w Turcji. Problem polega jednak na tym, że pojawiają się istotne wątpliwości czy pucz nie był przypadkiem prowokacją ze stronyErdogana, bądź czy próba przewrotu nie była sterowana przez ludzi prezydenta. Naturalnie to tylko podejrzenia niemniej jednak na pierwszy rzut oka razi nieracjonalność puczystów i liczba związanych ze zdarzeniem absurdów. Zamach stanu był totalnie nieprzygotowany (kto robi pucz, kiedy prezydent jest na urlopie??? I dlaczego nie stał się on pierwszym celem rebeliantów???), dokonany bez poparcia społecznego, z umiarkowanym zaangażowaniem wojska. Coś tu nie gra. Ponadto, kto zyskał na samej próbie? Zarówno Obama jak i przywódcy Unii Europejskiej stanęli murem za Erdoganem, który „przy okazji” pozałatwiał swoje sprawy - zrobił czystki w wojsku, sądownictwie i prokuraturze. Z tej perspektywy nieudolni puczyści zrobili prezydentowi olbrzymi prezent i nie dziwi, że sam Erdogan nazwał atak „darem od Boga”. Nie wnikamy gdzie leży prawda, zastanówmy się jednak nad konsekwencjami. Po pierwsze raczej nie należy się niepokoić o stabilność systemu finansowego, bo bank centralny zapowiedział, że pożyczy bankom komercyjnym tyle pieniędzy, ile będzie potrzeba i to bez żadnych prowizji i odsetek. Kiedy sytuacja wróci do normy tureckie banki zwrócą pieniądze, znikną one z systemu bankowego, tym samym nie będą powodować inflacji. Po drugie pamiętajmy, że sprawą priorytetową dla przejawiającego autorytarne inklinacje Erdogana jest kwestia zmian w konstytucji, które miałyby mu przyznać zdecydowanie większą władzę oraz zmniejszyć uprawnienia sądów wyższych instancji i ograniczyć rolę wojska. Przy czym do tej pory prezydent, nie posiadając większości konstytucyjnej, nie mógł przeforsować swoich pomysłów. Z tego względu w ostatnim czasie coraz częściej zastanawiano się nawet nad rozpisaniem wcześniejszych wyborów, jednak sondaże, jakkolwiek korzystne dla prezydenta (AKP wciąż ma przewagę nad partiami opozycyjnymi) do tej pory nie były na tyle przychylne by bez większego ryzyka zdecydować się na taki krok. W razie niepowodzenia bowiem trudno byłoby uzasadnić kolejne przedterminowe wybory w późniejszym czasie. Chaos, z którym mamy do czynienia obecnie stwarza dla Erdogana szansę, tym bardziej, że na cenzurowanym znaleźli się właśnie sędziowie i wojskowi. Zauważmy, że zamach to kolejny argument, iż zmiany, których Erdogan chce dokonać w konstytucji są konieczne dla zachowania stabilności państwa, uderzają w grupy społeczne, które, jak zapewne będzie podkreślać otoczenie prezydenta, stanowią realne zagrożenie. Tym samym na dłuższą metę przekaz do narodu może się okazać jasny - przywódca wie, widzi więcej i dla „świętego spokoju” należy się zgodzić na jego propozycje. Podkreślmy, dla nas, jako że obserwujemy na bieżąco sytuację w Turcji ewentualne wprowadzenie zmian w konstytucji niczego nie zmienia, nie będzie zaskakujące i znając upór Erdogana jest  jedynie kwestią czasu. Naturalnie możemy się zastanawiać nad oddziaływaniem puczu na turystykę. Należy mieć jednak na uwadze, że znaczenie tej gałęzi gospodarki dla tureckiej gospodarki jest na ogół przeszacowywane - w rzeczywistościprocentowy wpływ dochodów z turystki na PKB jest mniej więcej na poziomie Polski i wynosi nieco powyżej 5%. Poza tym, w średnim i dłuższym horyzoncie trwałe (spodziewamy się, że Erdogan osiągnie swoje cele) uspokojenie sytuacji politycznej powinno mieć pozytywny wpływ na tę gałąź gospodarki. Niewykluczone, że nieudany zamach stanu w Turcji okaże się okazją inwestycyjną, choć podkreślmy, jest to propozycja wyłącznie dla inwestorów o bardzo mocnych nerwach. I oczywiście po przeczekaniu pierwszej fali paniki. Fundamentalnie w Turcji zmienia się niewiele, więc w średnim terminie spodziewamy się powrotu kapitału na tamtejszy rynek. Paweł Wróbel Dyrektor Departamentu Doradztwa Inwestycyjnego i Analiz RDM Wealth Management S.A.

Zobacz również