Zaczynałem mój biznes jako człowiek orkiestra. Potem byliśmy jak trzej muszkieterowie: ja, Tomek – mój pierwszy programista, a teraz CTO – oraz Delfina – mój dział wsparcia klienta. Obecnie jest nas dziewięcioro. Ciągle mało, ale jak dla mnie to już całkiem duży zespół. Zwłaszcza że powiększył się z 3 do 9 osób w ciągu zaledwie roku. Jednak zaczynając jako jednoosobowy startup, było mi niesamowicie trudno przejść okres zmian i rozwinąć firmę. Ciągle uważałem, że tylko ja mogę zrobić najlepiej to lub tamto i nie mogę oddać tej czy tamtej kompetencji komuś innemu, bo jeszcze to zepsuje lub zrobi nie tak, jak trzeba… lub, o zgrozo, nie tak, jak ja bym to zrobił! Znalazłem jednak idealną analogię, która pomogła mi zrozumieć, jaka jest moja rola w firmie i na czym powinienem się skupić, a czego nie wolno mi robić. Ostatnio jadąc samochodem, zdałem sobie sprawę, że nawet w aucie ja, który jestem kierowcą, niewiele robię. Niewiele, a jednak tak dużo. Robię to, do czego jako kierowca jestem zobligowany, czyli określam kierunek jazdy i jej tempo. Wszystkie inne rzeczy robi za mnie samochód. Nowoczesne samochody mają mnóstwo systemów wyręczających kierowcę. Zgadza się, jest w nich dużo więcej pokręteł i przełączników niż w samochodach sprzed 10 czy 20 lat, ale wcale nie ma potrzeby, aby ich używać. Nie muszę zmieniać biegów, bo skrzynia jest automatyczna. Samochód najlepiej wie, które przełożenie jest optymalne w danym momencie. Nie muszę włączać świateł, same się włączają. Jak zacznie padać deszcz, wycieraczki magicznie same zaczynają zgarniać wodę z mojej szyby. Gdy jestem w trasie, uruchamiam tempomat, ustalając prędkość jazdy, i nie muszę ciągle trzymać nogi na pedale gazu. Nawet przy parkowaniu samochodu, czynności jednak dosyć trudnej, czujniki parkowania pomagają wpasować się w każde miejsce. Nie wspomnę już o nawigacji dzielnie prowadzącej mnie za rączkę do celu. Wiele osób krytykuje takie podejście producentów samochodów: „Przecież kierowca nie może zdać się tylko na te automatyczne systemy, które mogą go zawieść lub nie zadziałać prawidłowo”. Dokładnie tak samo jest z prowadzeniem firmy, która już nie jest jednoosobową działalnością. Muszę wprawdzie polegać na „systemach”, czyli moich ludziach. Muszę polegać na automatyzacji wielu procesów. Oczywiście, coś może nie zadziałać. Jednak przekazanie kompetencji innym osobom lub automatycznym skryptom niesamowicie upraszcza moją pracę i pozwala mi się skupić na tym, co najważniejsze – na nadawaniu tempa i kierunku rozwoju mojemu startupowi. Na wytyczaniu nowych celów – analogiczne do wpisywania nowych adresów w nawigacji – i dążeniu do nich. Nowoczesny kierowca nie boi się nowoczesnych systemów w swoim nowoczesnym samochodzie. Dlatego nowoczesny przedsiębiorca tym bardziej nie powinien bać się ich w firmie.   Autor: Michał Śliwiński – web-przedsiębiorca kierujący Nozbe, wydaje dwumiesięcznik Productive! Magazine i doradza innym startupom.   Zdjęcie w nagłówku artykułu zostało udostępnione dzięki uprzejmości serwisu fotolia.com (© Aaron Amat)

Zobacz również