Goethe powiedział kiedyś, że „kto nie idzie do przodu, ten się cofa”, przy czym teraz trzeba nie tyle iść, ile biec. W najbliższych latach Polska musi dokonać skoku cywilizacyjnego i technologicznego, by dogonić europejską gospodarkę.
Jak to zrobić – łatwiejszą,
tańszą i popularniejszą metodą imitacji czy trudniejszą, droższą, ale za to dającą nieograniczone możliwości drogą innowacji?
Imitacje
sprawdzały się w Polsce mniej
więcej do połowy lat 90., kiedy należało zaspokoić popyt, nie zastanawiając się nad horyzontem długoterminowym. Ale to już zamierzchła przeszłość. Cykl życia produktów i usług jest coraz krótszy. Weźmy
koszty. Przecież trzeba je ciąć inteligentnie, co rodzi paradoksy, gdyż
wymaga innowacyjności: wymyślania dróg na skróty, przecierania nowych szlaków.
Z tego
wniosek, że kopiowanie albo doprowadzi do innowacji, albo do bankructwa.
Żyjemy w gospodarce, w której kopiowanie to żaden problem. Zatem przewagę konkurencyjną daje jedynie to, czego nie można łatwo powielić. Swego czasu wszyscy otwierali hurtownie piwa, a potem masowo je zamykali. Mamy o jedną trzecią za dużo aptek niż potrzeba. Podobni było kiedyś w Hiszpanii i Portugalii. Widać zatem, że powielić czyjś pomysł jest względnie łatwo, natomiast
przetrwać bez własnych pomysłów jest niezwykle trudno albo się nie da. Pozostają więc tylko innowacje – mówi w wywiadzie dla
magazynu „My Company Polska”, profesor Piotr Płoszajski ze Szkoły Głównej
Handlowej.
Z kolei zdaniem profesora Jerzego Cieślika, Dyrektora Centrum Przedsiębiorczości w Akademii Leona Koźmińskiego, naukowcy, politycy i
media są wyjątkowo zgodni – sukces w biznesie zależy głównie od wdrażania innowacji. Jednak tok rozumowania, że
powodzenie w biznesie zależy głównie od oryginalnych innowacji, wynika z iluzji i mitów oraz braku wiedzy o współczesnej gospodarce. Brakuje także spojrzenia na innowacje oczami samych
przedsiębiorców. Ich najważniejszym, choć nie jedynym, celem jest zarabianie pieniędzy. W dyskusji publicznej modne stało się wskazywanie na niebezpieczeństwa imitacyjnej strategii rozwoju.
Tymczasem, jak to udowadnia prof. Shenkar z Uniwersytetu Stanu Ohio, w swej książce „Naśladowcy. Jak inteligentne
firmy wykorzystują imitacje, by zdobyć strategiczną przewagę”, z perspektywy przedsiębiorcy strategia imitacyjna nie jest gorsza, a w wielu wypadkach lepsza niż ta oparta na oryginalnych rozwiązaniach.
Wiele polskich firm zmniejsza dystans do światowej czołówki (…) i dla nich ścieżka twórczych imitacji, prowadzących z czasem do oryginalnych wdrożeń, może być szczególnie
atrakcyjna. Zatem warto rozważyć, czy w rozwoju
własnej działalności biznesowej postawić na innowacje, czy imitować już realizowane przedsięwzięcia, ale w niedoskonałej formie?
Jedno jest pewne, aby dokonać skoku cywilizacyjnego, musimy postawić na naszą wrodzoną kreatywność, uczyć się na błędach i myśleć innowacyjnie.
My Company