Szymon Szymczyk: Polska branża internetowa z optymizmem patrzy w przyszłość, 2012 rok ma być jeszcze lepszy niż poprzedni. Wielu uważa, że zbieramy w końcu owoce kilku lat doświadczenia przedsiębiorców i wspólnej wiedzy, którą zgromadziła startupowa społeczność. Równocześnie jednak, niezmiennie od lat, prawie nikt nie chce otwarcie mówić o szczegółach transakcji. Odbiorcy mediów może jeszcze dowiedzą się, jaką kwotę zainwestowano – ale za ile udziałów? Nie należy się więc dziwić, że ciągle zdarzają się startupowcy chodzący od funduszu do funduszu, niewiedzący, czy powinni się cieszyć, gdy proponuje im się 200 tys. zł za 51% udziałów. Czy niedostatek informacji nas nie spowalnia? Konrad Latkowski: Jeśli ktoś nie umie pływać, ale zaczyna się uczyć, to wiadomo, że każdego roku będzie coraz lepiej. Tak jest z naszą branża internetową. Jest bardzo młoda, choć ma już swoich weteranów, a wiele rzeczy ciągle dopiero się krystalizuje. Kwestia kasy? Częściej chyba słyszę „za ile procent”, a rzadko „za ile kasy”. A jeśli słyszę „za ile kasy”, to najczęściej na zasadzie: „Ale wiesz, to tylko dla ciebie, bo to poufne”. I ktoś z boku pewnie pomyślałby, że to kolejne sekrety startupowców, tak jak chęć podpisywania NDA przed rozmową o pomyśle. A wcale tak nie jest! To inwestorzy już w draftach umów inwestycyjnych umieszczają klauzulę, że wszystkie szczegóły umowy są poufne. Dlatego może warto zadać pytanie, dlaczego to inwestorzy, jeśli nie muszą (tak jak spółki giełdowe), nie chwalą się udziałami i kwotami? S.S.: Czyżby obecna asymetria informacji była im na rękę? Startupowcy nie mają w negocjacjach z nimi dobrego punktu odniesienia. Jeżeli spółce A udało się uzyskać bardzo dobre warunki w umowie z inwestorem, to spółka B, nawet jeśli podobna do A, zaczyna rozmowy od zera. Sytuacja może się jeszcze długo nie zmienić, jeżeli inwestorzy nie zobaczą korzyści w informowaniu rynku o swoich działaniach. Wszyscy ekscytują się TechCrunchem, ale tam jest także CruchBase, ogromna baza zawierająca często informacje o każdym inwestorze zaangażowanym w startup – o kwotach, udziałach itd. W ten sposób obie strony budują wiarygodność. Polskim graczom na tym nie zależy? K.L.: Odnoszę wrażenie, że polskim funduszom zależy na pozyskiwaniu projektów, które są w miarę samodzielne. Takich, przy których fundusz poszerza wiedzę o danym rynku, jak dobrze pójdzie, to także poza granicami kraju. Do tego dobrze by było, aby to startup znalazł potem kupca lub kolejnego inwestora. Czemu ukrywa się udziały i złotówki? Nie wiem. Uważam jednak, że sugerowanie się wycenami z TC jest błędem. Może to być przydatne, aby wiedzieć, co się dzieje na świecie i z czym przyjdzie nam walczyć, ale warto pamiętać, że wziąć kasę to jedno – problemem jest ją później odpracować. S.S.: CrunchBase przywołałem jako przykład innego podejścia do komunikacji z otoczeniem. Nie wierzę, że przedsiębiorcy i inwestorzy publikujący tam informacje robiliby to, gdyby nie byli przekonani, że ostatecznie na tym skorzystają. Uważam, że polska „tajemniczość” szkodzi całej branży. Gdyby np. puścić oficjalnie w świat informację, że jeden z aniołów biznesu przy okazji niedawnej inwestycji Agory w GoldenLine odsprzedał swoje udziały, uzyskując zwrot z inwestycji na poziomie kilku tysięcy procent (fakt), to startupami w większym stopniu zainteresowałyby się mainstreamowe media i kolejni inwestorzy. I praca startupowych PR-owców stałaby się skuteczniejsza. K.L.: Zgadzam się z Tobą, że tajemniczość nie jest dobra. I istotnie ten element komunikacji, jakim jest pokazywanie efektownych wyników, został całkowicie zaprzepaszczany. Choć są i dobre przykłady, jak Brand24, który bardzo ładnie wykorzystuje „buzz liczbowy”. Warto też pamiętać, że na rynku brakuje nie tylko danych o procentach. Moja prezentacja na Auli, gdzie podałem ilość odwiedzin i rejestracji, a także obroty, wzbudziła sensacje samym faktem, że to ujawniłem. W zakresie rejestracji czy konwersji użytkowników też przydałyby się benchmarki. Im więcej ich, tym łatwiej w rozmowach z inwestorem porównywać się z rynkiem i uzasadniać wydatki. Teraz w wielu przypadkach to strzelanie na oślep lub wyważanie otwartych drzwi. S.S.: Rzeczywiście, nie tylko inwestorzy mają problem z ujawnianiem informacji, ale same startupy. Ileż razy jako dziennikarz próbowałem uzyskać od kogoś informacje o wskaźnikach, przychodach itd. Zwykle słyszałem to samo: „Nie widzimy potrzeby ujawniania tych informacji”. A potem narzekanie: „W mediach nie ma danych!”, „Nikt nie chce o nas pisać”. Drodzy, tajemniczy startupowcy, gdy dzwonię do Michała Sadowskiego z Brand24, to wiem, że dostanę od niego konkret i liczby. Gdy wy odmawiacie ich podania, nie zadzwonię drugi raz. Dlatego Brand24 pojawia się w mediach, a wy nie. K.L.: Media i pojawianie się w nich to inna kwestia. Ujawnianie danych to jednak problem o tyle ciekawy, że ciągle słyszmy, jak łatwo jest wychodzić na świat. Ja tej łatwości nie widzę. Począwszy od kwestii prawnych, na podatkowych kończąc. Wiele dowiedziałem się od AdTaily – i tu ukłon w ich stronę – tymczasem inwestorzy nie umieli nic powiedzieć (w moim obszarze działania). Mimo to oczekiwali dokumentów z planami i celami. I tu też Wasza rola, Panie Redaktorze, aby jak najwięcej tego typu danych publikować, skoro mamy być tacy globalni… S.S.: Z naszej strony: challenge accepted. Swoją rolę do odegrania mają tak naprawdę wszyscy uczestnicy rynku. Wierzę, że wystarczy grupa kilkunastu startupowców i inwestorów, którzy zaczną bardziej otwarcie informować o swoim biznesie, aby za ich przykładem poszli inni. Rozmawiali:  KONRAD LATKOWSKI Konrad Latkowski Miłośnik networkingu, czego efektem jest serwis EventCookie.pl, od 2010 roku współtworzy system Manubia.pl. Na 2012 planuje coś wielkiego.  SZYMON SZYMCZYK Szymon Szymczyk Redaktor prowadzący „Proseeda”, a wcześniej PR-owiec w firmach z branży internetowej.

Zobacz również