- Jesteście firmą prawie japońską. Jak wygląda podejście do czasu pracy w kraju Kwitnącej Wiśni? 8 godzin i do domu, nadgodziny, praca w domu? - Japończycy – z tego co wiem – w domu raczej nie pracują. Ale w firmach pracują ciężko, wiele godzin. Kiedyś wyszło nawet zarządzenie, że jeden dzień w tygodniu muszą wyjść o godzinie 17 czy 18– o tej, o której planowo powinni wychodzić. Oczywiście nie dotyczy to managerów. Oni i tak muszą zostać. Managerowie pracują tam na okrągło, nawet w soboty. Ponieważ dużo czasu spędzają w pracy, Japończycy rzadko widują się ze swoją rodziną. Wiodą bardzo stresujące życie. - Pan wywodzi się ze środowiska naukowego? - Tak. Skończyłem w Polsce studia magisterskie i wyjechałem do Stanów na doktoranckie. Po nich zostałem na uczelni, pracowałem na uniwersytecie Princeton w USA. W pewnym momencie zacząłem pracować dla NEC-a. Najpierw robiłem konsulting, w końcu zdecydowałem się przejść do nich na stałe. Dostałem pozycję szefa wydziału technologii masowych. Pracowałem tak naprawdę jako naukowiec. Teraz to jest pomieszane – trochę jestem biznesmenem, trochę naukowcem. - Jak praca dla NEC-a rozwinęła się we własną firmę? - Pracowałem dla NEC-a w Stanach od 2002 do 2008 roku, w ośrodku badawczym, którego zadaniem było opracowywanie nowych technologii, prototypów, proponowanie ewentualnych wdrożeń do produkcji. Tam stworzyłem grupę, która zajmowała się prototypowaniem systemów pamięci masowej do backupów, czyli do przechowywania kopii zapasowych. W końcu wymyśliliśmy system, który był skalowalny, można go budować poprzez zakładanie kolejnych stacji między plikami. To wszystko miało być jedną wielką całością – największe firmy mogłyby wtedy wszystkie swoje dane przechowywać na takich subkontach. Nad prototypem pracowaliśmy kilka lat. Okazało się to bardzo skomplikowane, ale w końcu powstał. W międzyczasie współpracowałem z informatykami z Polski. Zatrudniałem ich do współpracy przy budowaniu tego prototypu. To była współpraca zdalna, przez pocztę elektroniczną. Oni robili jakieś części prototypu, czasami przyjeżdżali do Stanów na kilkumiesięczny staż. Prototyp powstał, a z nim spory problem – co z nim zrobić? Standardowa droga jest taka, że projekt idzie do Japonii i jest rozwijany przez tamtejszych pracowników. Okazało się, że prototyp na taką procedurę jest zbyt skomplikowany. Rozwijanie go w Japonii rodziłoby zbyt dużo problemów. Poproszono mnie, bym się tym zajął. Zastanawiałem się długo i w końcu powiedziałem: „Dobrze, ale potrzebuję więcej ludzi”. I to tych, którzy pracowali nad prototypem. Chciałem, by stanowili podstawę zespołu. Naturalne było, że musimy się przenieść do Polski, założyć firmę i zatrudnić więcej osób. Dla Japończyków nie była to łatwa decyzja – przecież ktoś wynosi kluczową wiedzę poza firmę, do własnego biznesu! Ale w trakcie negocjacji ustaliliśmy zasady współpracy i już od kilku lat to działa. Nasz zespół się rozbudował. Zaczynaliśmy od 5–10 ludzi, teraz zespół liczy ok. 50 osób. NEC jest zadowolony – po dwóch latach produkt pojawił się na rynku. W tej chwili jest sprzedawany w Stanach, w Japonii i w Europie. Wymyślamy nowe, ciekawe technologie, robimy prototypy, ale też rozwijamy produkt. Rozbudowujemy go o konkretne cechy, których życzą sobie klienci. Implementujemy je w uzgodnieniu z NEC-iem. Cały czas jest mnóstwo roboty, produkt zdobywa nowe rynki. My jesteśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni. Nasi ludzie robią prace magisterskie o tym systemie, mamy też pierwszy doktorat. Współpracujemy z Wydziałem Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. Powstała korzystna relacja. My dostajemy dobrze wyszkolonych absolwentów, a oni z kolei mają szansę robić coś na złożonym produkcie, sprzedawanym na całym świecie. Jest to dość nietypowa sytuacja. W Polsce dosyć rzadko to występuje. - Jak udało się Panu przekonać koncern, by oddał technologię w Pana ręce, rozwijał ją poza oficjalnymi strukturami? - W Japonii bardzo ważne jest zaufanie. Dla nas to był proces, mieliśmy czas, by się poznać. Było łatwiej, dzięki temu, że na początku pracowałem tam jako naukowiec. Gdybym przyszedł całkiem z zewnątrz, byłoby bardzo trudno. Natomiast my to wymyśliliśmy, byliśmy autorami pomysłu, zrobiliśmy projekt najlepiej, potrafimy go rozwijać. Przez kilka lat pracy badawczej w Stanach zapracowaliśmy na zaufanie. Jak się je zdobędzie, współpraca jest łatwiejsza. - Na co trzeba się przygotować, chcąc współpracować z Japończykami? - Japończycy są bardzo zhierarchizowani. Szef ma bardzo mocną pozycję. Co powie, to trzeba robić. W Stanach szef jest bliżej, jest więcej dyskusji. W Japonii dyskusji nie ma. Jest za to stały awans. Ludzie w firmie co kilka lat przechodzą na wyższe pozycje. A tych pozycji jest bardzo dużo, więc i ścieżka kariery jest długa. Zdarza się nawet, że człowiek po awansie zarabia mniej niż przed nim, a ma więcej obowiązków. Mimo to chcą awansować, bo to zapewnia uznanie i jest jedyną możliwą ścieżką rozwoju. To tylko część wywiadu z Cezarym Dubnickim. Cały znajdziecie w 21 numerze Proseeda. Jeśli jeszcze go nie prenumerujesz, zapraszamy na stronę proseedmag.pl/subskrypcja. Magazyn trafi do Ciebie w kilka sekund - jak zwykle za darmo. Warszawska firma tworząca oprogramowanie. Została założona w 2008 roku przez Cezarego Dubnickiego. Jej misją jest przeprowadzanie zaawansowanych badań i projektowanie rozwiązań dla klientów z całego świata. Zespół 9livesdata składa się z 50 wysoko wykwalifikowanych konsultantów, odpowiedzialnych za ponad milion linijek kodu, które w większości składają się na czołowy produkt firmy – system HYDRAstor.

Zobacz również