We wtorkowym expose, premier Mateusz Morawiecki przedstawił pomysł nowelizacji podatku CIT dla małych i średnich przedsiębiorstw. Szef rządu zaproponował wprowadzenie estońskiego modelu rozliczenia. Na czym polega i jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia pomysłu w życie?  Więcej o planach premiera mówi Monika Pupiec, Kierowniczka Zespołu Wsparcia Zarządzanie Finansami w Kalasoft Sp. z o.o. - Jeżeli takie rozwiązanie zostałoby wprowadzone, mogłoby doprowadzić do wzrostu innowacyjności i konkurencyjności małych przedsiębiorstw. Pieniądze z zysku, które dotąd w całości podlegały opodatkowaniu CIT, podlegałyby wg nowej formuły opodatkowaniu tylko w części, która nie pozostała w firmie (została przeznaczona na wypłaty z zysku lub na inne cele niż jej działalność). Można założyć, że ta część zysku, która pozostała w firmie byłaby wyższa o kwotę, którą dotychczas odprowadzano do urzędu skarbowego (19%). Jest to wymierna korzyść, zachęta dla przedsiębiorców do zatrzymania pieniędzy w firmie i wsparcie inwestycji w kolejne przedsięwzięcia czy w jej zasoby własne. - Nie bez podstaw jednak premier wskazuje na późniejszy i tylko przybliżony termin wejścia w życie ewentualnych zmian. Dla państwa byłaby to inwestycja raczej długoterminowa. W początkowej fazie obowiązywania takiej formuły rozliczeń CIT, należałoby się liczyć ze spadkiem wpływów do budżetu, a co za tym idzie - mniejszymi wpływami np. do kas samorządów terytorialnych, które w dużej części zależą od podatku CIT. - Nie należy się obawiać nowych przepisów, ponieważ zdolność dopasowywania się polskich przedsiębiorców do nowych rozwiązań jest duża. Dla małych przedsiębiorców, podatników CIT, a zwłaszcza spółek prawa handlowego, zmiana ta oznacza wymierne korzyści. Zyskają na tym jednak tylko te firmy, które są osobami prawnymi. Małe przedsiębiorstwa to natomiast w dużej mierze osoby fizyczne, rozliczające podatek dochodowy od osób fizycznych. Myślę, że i w tym przypadku taka zmiana byłaby bardzo wskazana.  

Zobacz również