Rozmowa z Grzegorzem Gołębiewskim, CEO Znak it! – systemu mikropłatności i zarządzenia dostępem do treści – o micie darmowego Internetu, uczciwości użytkowników i biznesowych aspektach uczciwego obrotu treścią. Płacenie za treści w Internecie w ogóle neguje jego ideę... Przeciwnie. To leży u podstaw Internetu. Hiperlinki, od których zaczęła się historia WWW, wymyślono właśnie po to, aby można było pobierać opłaty za treści, które dzielimy i przesyłamy sobie nawzajem. Nieprzypadkowo twórca hiperlinków, Ted Nelson, jest autorem idei i definicji mikropłatności. Zakładał, że wszystko w Internecie będzie dostępne za opłatą -  automatycznie pobieraną i minimalną. To miały być dosłownie ułamki centów.  Według jego koncepcji wystarczy, żeby każdy płacił za literę czy za słowo, a  w ten sposób każdy będzie mógł z jednej strony zarabiać na swoich treściach, a z drugiej „doceniać”, czyli płacić za korzystanie z informacji, które przez sieć przepływają. Internet nie miał być za darmo. Ale... Zaczął żyć własnym życiem. Kiedy się proponuje nowa technologię, to tak do końca nie wiadomo, jak ktoś będzie jej używał. Eksplozja Internetu jako narzędzia do łatwego i szybkiego porozumiewania się na skalę globalną sprawiła, że nagle większość informacji zaczęła mieć charakter – nazwijmy to – PR-owy. Każdy zakładał sobie stronę internetową, żeby dać znać o sobie i swojej działalności lub upodobaniach. Rzecz oczywista, że nikt nie brał za takie informacje pieniędzy, tak samo jak nikt nie chciał za nie płacić. Internet zmienił się z super-autostrady informacji w wielki billboard z reklamami. Ale technologia kosztuje – wszyscy płacimy za energię, łącza, przechowywanie danych. Większość portali z nieodpłatną treścią buduje swój biznes na dochodach z reklam. Budżety reklamodawców też nie biorą się z niczego. Poza tym, czy reklama jest w stanie pokryć koszty tak dynamicznie rozwijającego się Internetu?  Obecnie na jedna stronę przypada średnio 7 użytkowników, a dochody z reklam wymagają oglądalności na poziomie setek tysięcy wizyt miesięcznie.  Szukanie innych źródeł finansowania Internetu jest więc naturalną koniecznością. Poza tym, dlaczego materiały komercyjne lub autorskie, o wysokiej jakości i wysokich kosztach wytwarzania, nie mają podlegać prawom autorskim i wynagrodzeniu dla autorów? Czy Internet może nie podlegać naturalnym zasadom ekonomii rynkowej? Może dużym wydawcom opłaca zrezygnować z opłat na rzecz słupków popularności? Zależy, jak to jest zorganizowane. Są paywalle, które zamykają całą stronę internetową i nie ma dostępu, dopóki nie zapłaci się abonamentu. Wówczas użytkownik, który chce płacić, oczekuje, że tam reklam nie będzie. Są też soft paywalle, w których część materiałów jest za darmo i wówczas są one częściowo sponsorowane reklamami, a w rogu strony  jest przycisk lub toolbar z dostępem do treści płatnych. Trzecia opcja, taka jak u nas, daje reklamodawcy nowe możliwości. Może on dostosować treść lub wygląd reklamy do konkretnej grupy użytkowników, więc nawet przy gorszych statystykach oglądalności osiąga wyższą skuteczność. Wówczas wydawca może negocjować inne stawki . Jeżeli ceny są odpowiednio skalkulowane, tworzy się ekosystem, w którym wszyscy zarabiają. Internet to wielki kram z benchmarkami – za treścią płatną za chwilę pojawi się podobna, tylko za darmo. Tak już nie jest. Tak było w momencie, kiedy Internet był mniej nasycony informacjami i gdy najważniejsza była oglądalność i liczba użytkowników. Darmowe, jak wiadomo, jest zawsze popularne. W tej chwili wszyscy wiedzą, że nie tędy droga - sama wizyta to nie jest jeszcze sukces, użytkownika trzeba zaangażować, by chciał brać udział w wymianie informacji.  A żeby to uzyskać, nie wystarczy powielać informacji z jednego źródła, żeby darmowo udostępnić je w kolejnym. Jest jeszcze, coraz istotniejsza, kwestia wiarygodności. Wyszukiwarki są bardzo wygodne, ale ich algorytmy są budowane głownie o wskaźnik ilości, brakuje w nich oceny jakościowej danego zrodzą lub często nawet aktualności przekazu. Coraz częściej użytkownik musi polegać na poza-Internetowej renomie źródła. Szukając informacji na temat leczenia poważnej dolegliwości, wybierze pan płatny Harvard Medical Dictionary czy darmowy blog, który może być przedrukiem z HMD, ale nie musi...   To tylko fragment artykułu, który ukazał się w Proseed #29 Aby uzyskać pełny dostęp do unikalnych treści magazynu zamów subskrypcję na proseedmag.pl/subskrypcja. Wolisz słuchać?  Pobierz Proseed Audio #29 za jedyne 9,90 zł. Chcesz sprawdzić jakość, zanim zapłacisz? Zapisz się na darmowy newsletter i otrzymuj co miesiąc bezpłatne wydanie Proseed.

Zobacz również