Inflacja w Polsce wynika przynajmniej z trzech czynników. Po pierwsze z bardzo pro-inflacyjnej polityki budżetowej prowadzonej przed pandemią. Ta polityka sprowadzała się do uruchamiania licznych programów zwiększających dochody do dyspozycji konsumentów. W bardzo szybkim tempie kreowało to nierównowagę w gospodarce. Dodatkowo notowano niewystarczająco mocne inwestycje – więc gospodarka nie była w stanie przygotowywać się na różne szoki: cenowe, podażowe, transportowe, surowcowe i inne. Dlatego w pandemię COVID oraz czas wojny Polska weszła z gospodarką nierównowagi, posiadającą już prawie 5% inflację. Te dwa zewnętrzne szoki w postaci pandemii i wojny są dodatkowym ryzykiem inflacyjnym – ale nie jedynym.

– W naszych warunkach ryzyka inflacyjne materializują się i generują dwukrotnie większą inflację niż w krajach rozwiniętych. Gdzie to widać? Na rynkach finansowych. Dzisiaj koszt, po jakim polski rząd pożycza pieniądze na rynku, znacząco przewyższa koszt pożyczek na przykład rządu niemieckiego. Ta różnica jest największa od 20 lat – powiedział serwisowi eNewsroom Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Dzieje się tak właśnie dlatego, że niezależne rynki finansowe głosujące swoimi decyzjami oceniają, że ryzyko inflacyjne w Polsce jest nieproporcjonalnie większe niż w gospodarkach rozwiniętych. Wynika to z tego, że mieliśmy wysoką inflację przed pandemią i wojną – ale również z tego, że obecnie nasza polityka antyinflacyjna jest krótkowzroczna. Nasz bank centralny próbuje walczyć z inflacją – ale większość jego działań jest kompensowane przez bardzo nadmiernie hojną politykę budżetową. Rynki finansowe oceniają ryzyko inflacyjne w Polsce jako bardzo duże, a porównując koszt pieniądza do Niemiec – istotnie przewyższa on koszt pieniądza w Polsce – ocenia Benecki.


Zobacz również