Z Grzegorzem Kazulakiem, założycielem takich firm jak
El Passion czy
Positionly, rozmawiamy o trudnych decyzjach, współpracy z aniołami biznesu i finansowaniu startupu środkami zarobionymi przez software house.
pierwsza część wywiadu
Jak zła w firmie atmosfera wpłynęła na Twój zespół?
Ludzie, z którymi współpracowałem zaczęli sukcesywnie odchodzić. W marcu 2011 również odszedłem z firmy…
…i założyłeś własny software house – EL Passion.
To był ciekawy moment. Przez pewien czas pracowałem z Dawidem Liberadzkim nad serwisem kulinarnym. W międzyczasie stwierdziliśmy, że jesteśmy w stanie założyć własny software house i przychodami z projektów na zlecenie finansować własne pomysły. W tym samym czasie z Adrianem Duliciem rozmawialiśmy już o prototypie Positionly.
Zdecydowałeś się na ten krok?
Tak, chociaż nie była to łatwa decyzja. Współpracowałem wtedy bezpośrednio ze startupem z USA, spędzałem tam kilka tygodni w roku i zarabiałem sensowne pieniądze.
Miałeś naprawdę wygodne życie. Czemu zdecydowałeś się to zostawić na rzecz własnego biznesu?
Ambicje. Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie, którzy są w stanie zarobić tyle, żeby nigdy więcej nie pracować to tak naprawdę Ci sami, którzy nigdy nie przestaną. To nie ma nic wspólnego z wygodnym życiem czy pieniędzmi. Po prostu ciągle wydaje Ci sie, że możesz dokonać czegoś lepiej, szybciej i mieć więcej.
Wracając do El Passion – jak zaczęliście?
Na początku to był typowy bootstrapping - jedna osoba uzbrojona w pięcioletni laptop.
Mimo tego narzuciliście szybkie tempo.
Tak, rozwijaliśmy się szybciej niż się spodziewaliśmy. Liczyliśmy na zatrudnienie 3 osób po roku działalności, ale już po 8 miesiącach zespół liczył 16 ludzi. W pół roku od startu zanotowaliśmy ponad milion złotych obrotu. Nigdy nie chcieliśmy zaszufladkować się jako typowy „polski software house”, mała agencyjka, która robi projekty za 5 tysięcy złotych, ma mnóstwo małych projektów, pracuje po nocach i niewiele z tego ma. Pracowaliśmy głównie ze start- upami z USA zarządzającymi budżetami projektowymi nieosiągalnymi w Polsce.
W jaki sposób pierwsi klienci dowiadywali się o waszym istnieniu?
Stwierdziliśmy, że gdy będziemy robić to dobrze, klienci sami do nas przyjdą i tak też się stało. Dosłownie. Dopiero później stworzyliśmy pierwsze strategie sprzedaży i ogólny zarys działania spółki.
Jak rozwijało się El Passion?
El Passion szybko się rozrastało, więc zaczęliśmy zatrudniać osoby poznane w firmach, w których dotychczas pracowałem. Zdarzało się, że w ciągu jednego miesiąca zatrudnialiśmy kilku nowych programistów.
Jak do tego doszło?
Na początku było to dość trudne. Sam miałbym duże opory przed przyjściem do firmy, w której pracuje jeden programista. Ale udało się. Teraz EL Passion zatrudnia kilkadziesiąt osób.
Kiedy zaczęliście pracować nad Positionly?
Pod koniec 2011 roku, gdy sytuacja spółki była dosyć stabilna stwierdziliśmy, że to dobry moment, żeby zająć się “na poważnie” Positionly. Z Dawidem, Adrianem oraz Oskarem stworzyliśmy wtedy prototyp. W produkt planowaliśmy zainwestować 100-200 tys. zł zarobione przez agencję, aby później móc znaleźć inwestora. Niespodziewanie dostałem wiadomość od Mariusza Gralewskiego, założyciela Goldenline i ZnanyLekarz, że spodobało mu się Positionly oraz nasz zapał. Jego spółki były wtedy w trakcie poszukiwania nowego narzędzia do zarządzania kampaniami SEO. Zaprosił mnie na spotkanie, zaproponował wsparcie merytoryczne i finansowe.
Skorzystałeś z pomocy Mariusza?
Spotkałem się z Mariuszem oraz Michałem Skrzyńskim. Rozmawiając o El Passion i Positionly doszliśmy do wniosku, że wcale nie potrzebujemy inwestora, że możemy finansować produkt wpływami z agencji. To był punkt zwrotny naszych relacji, które zmieniły się na mniej formalne. Wspólnie zaczęliśmy inwestować w nowe projekty jak np.
Skubacz oraz
Shoplo.
Jak szło finansowanie Positionly pieniędzmi El Passion?
Różnie. Zapotrzebowanie Positionly rosło, a El Passion zbliżało się do etapu gdzie 100% zysku wychodziło poza spółkę. Gdyby coś się nie udało, jednocześnie upadłyby obydwie spółki. Dlatego po 2 miesiącach zdecydowaliśmy się jednak na pozyskanie zewnętrznego kapitału. Uważam, że była to dobra decyzja. El Passion to dzisiaj prężnie działająca spółka z wielomilionowym obrotem, za której sterami zasiadają od dwóch miesięcy nowe osoby, a Positionly nad którym teraz spędzam 100% swojego czasu podbija kolejne rynki po dwóch udanych rundach finansowania o łącznej wysokości ponad 2 mln złotych. I to wszystko w niespełna dwa lata ;-)